Jakieś piętnaście minut po wypowiedzeniu przez Rachel przepowiedni
wszyscy grupowi domków zostali wezwani do Wielkiego Domu. Krocząc za
innymi, weszłam do dużego pokoju i usiadłam przy stole obok Andrew
Fillow' a - grupowego domku Nemezis. Na przeciwko mnie usiadła Susan
Garett, piętnastoletnia córka Demeter. Po jej minie, a także minach
wielu innych półbogów, wywnioskowałam, że nie tylko ja do końca nie
rozumiem o co chodzi.
- Czy to na prawdę Wielka Przepowiednia? - zapytał blondyn, siedzący na
samym początku stołu, kiedy tylko Chejron wszedł do środka. Z tego co
pamiętałam, był to syn Zeusa.
- Przypuszczam, że tak, Victorze.
Chejron stanął po drugiej stronie stołu. Obok niego usiadła Rachel
Dare. W sali panował chaos, wszyscy zaczęli na raz mówić, co o tym
myślą. Ja jedyna milczałam. Byłam na Obozie zbyt krótko, aby się
wypowiadać. Carl z domku Hekate wykrzykiwał, że to wszystko to sprawa
magii i że ta przepowiednia jest nie prawdziwa. Lena z domku Ateny
upierała się, że musimy iść po jakieś tam księgi i poszukać w nich jakiś
wskazówek. Andrew mówił...
- Cisza! - zawołał Chejron i po chwili w sali zapanowało milczenie. -
Może przeanalizujemy tę przepowiednię. Rachel, jak brzmiały dwa pierwsze
wersy?
Rachel otworzyła usta, ale nie zdążyła nic powiedzieć, bo Victor wykrzyknął:
- Widzący wszystko niemalże człowiek spędzi Wielkiej Trójce sen z powiek.
W sali znów zapanował gwar. Obozowicze przekrzykiwali się
nawzajem, aby przekazać innym, jak oni odbierają te słowa. Ja nadal
milczałam. Krzyki trwały do momentu powtórnego uciszenia Chejrona.
- Pojedynczo. Lena, co o tym sądzisz?
Nikt nie był zdziwiony, że jej spytał się pierwszej. Szesnastoletnia
Lena Marshall, ciemnowłosa dziewczyna o przenikliwym spojrzeniu, była
niewątpliwie najmądrzejszą uczestniczką obozu. Dziewczyna wstała,
poprawiła kilka włosów, które niedbale opadały jej na czoło i
powiedziała:
- W tych wersach nie ma dużo do wymyślania. Jakiś człowiek zapewni kłopoty Zeusowi, Posejdonowi i Hadesowi. Widzący wszystko
może oznaczać wiele. Nie wiem czy jest to metafora, czy też nie. Jeżeli
tak, może chodzić o to, że człowiek zna wiele tajemnic bogów. Nawet tę.
- Wystarczy, Leno. Tak, masz rację, w te wersy nie ma co się za bardzo wgłębiać. Następne dwa?
Przez chwilę panowała cisza. Rozejrzałam się dookoła, zastanawiając
się, czy tylko ja nie wiem, dlaczego Chejron przerwał Lenie. O jaką
tajemnicę chodzi?
- Dywanem męki przejdzie heros młody, żeby doprowadzić do braterskiej zgody. - wyrecytował Victor.
I znów chaos. Każdy ma inne zdanie. Każdy chce się nim podzielić. Z wyjątkiem mnie oczywiście.
- A co ty o tym sądzisz, Sam?
Wszyscy spojrzeliśmy na syna Apollina, który wydawał się być trochę
zaskoczony, że Chejron jego właśnie spytał. Nie wstając ze swojego
miejsca, tak jak to zrobiła Lena, powiedział:
- Wydaje mi się, że ten człowiek, o którym jest wcześniej mowa, będzie w
stanie poróżnić Wielką Trójkę, co w sumie, nie oszukujmy się, nie jest
wcale trudne. Oczywiste jest też, że aby ich pogodzić jeden z nas będzie musiał sporo wycierpieć...
Zapadła niezręczna cisza. Nikt z nas nie miał ochoty cierpieć. Większość już i tak dużo przeżyła.
- Jedno z trojga ich dzieci podejmie wyzwanie, lecz współpracować muszą zanim to się stanie. - wyrecytowała Rachel.
- Tu także nie ma wątpliwości. Jedno z trojga ich dzieci. To będzie dziecko Posejdona, Zeusa lub Hadesa - słowa Leny powoli do mnie dotarły.
Posejdon, Zeus, Hades.
Jest tylko trójka dzieci tych bogów w Obozie. I ja jestem jednym z nich.
Odszukałam spojrzenia Sama. Chłopak patrzył mi w oczy, ale nie potrafiłam odczytać, o czym myślał.
- To oczywiste, że musi chodzić o syna najważniejszego boga - odezwał się Victor. Siedział wyprostowany na swoim stołku i wypinał pierś do przodu. - Chodzi o dziecko Zeusa.
- Nie jestem pewien. - Chejron wymienił spojrzenie z wyrocznią. - Równie dobrze może chodzić o syna Pana Podziemia.
Wszystkie spojrzenia skierowały się ku niskiemu chłopcu o ciemnych włosach, który automatycznie spuścił wzrok. Mógł mieć najwyżej osiem lat. On miał być tym herosem, który przejdzie dywanem męki? Ona ma cierpieć. Przecież to jeszcze dziecko. Sama nie byłam dużo starsza, ale on...
- Nie zapominajcie, że większość przepowiedni spełnia się po latach. Tu wcale nie musi chodzić o was.
Słowa Rachel mnie nie przekonały. To nie mógł być przypadek, że wypowiedziała je właśnie teraz, kiedy dzieci wszystkich z Wielkiej Trójki są w Obozie. Nie mógł być to przypadek, że wypowiedziała je siedząc koło mnie.
Nie odezwałam się jednak nadal. Victor zrobił to za mnie:
- Uważam, że tu chodzi o... nas. - Jego głos drżał, kiedy wypowiedział ostatnie słowo. - Ostatnio też myśleliście, że to nastąpi po latach, a jednak się myliliście. Teraz będzie tak samo.
- Tego nie wiemy...
- Niczego nie wiemy, więc lepiej nie przejmujmy się tym za bardzo - powiedział Sam. - Może po jakimś czasie dowiemy się, kiedy się spełni, a może nie i oby nie. Na razie mamy wiele innych spraw, więc może przestańmy się zastanawiać nad przepowiednią, która może się spełnić za sto lat i zacznijmy się zajmować tym co teraz jest ważne.
Chciałabym myśleć tak jak on, ale nie potrafiłam. Zbyt byłam przejęta tą przepowiednią. Nie zgadzałam się też z nim, że spełni się za wiele lat.
Ale Chejron potrafił tak myśleć. Potwierdził słowa Sama i kazał nam się rozejść. Chciałam podejść do mojego przyjaciela, ale pojawiła się przy nim Vanessa, więc nie chciałam im przeszkadzać. Wyszłam z wielkiego domu i szybkim krokiem powędrowałam do swojego domku. Ku mojemu zdziwieniu, przed drzwiami ktoś stał. Przyjrzałam mu się dokładnie. Victor.
Już miałam się pytać, o co chodzi, ale on był szybszy. Złapał mnie za nadgarstek, pociągnął i przydusił do ściany.
- To będzie moja misja, rozumiesz? - warknął. - Moja. Ja ją wypełnię i ja zyskam wieczną chwałę. A ty nawet się w to nie mieszaj.
Puścił mnie i odszedł, a ja stałam w miejscu nadal przerażona.
Zapadła niezręczna cisza. Nikt z nas nie miał ochoty cierpieć. Większość już i tak dużo przeżyła.
- Jedno z trojga ich dzieci podejmie wyzwanie, lecz współpracować muszą zanim to się stanie. - wyrecytowała Rachel.
- Tu także nie ma wątpliwości. Jedno z trojga ich dzieci. To będzie dziecko Posejdona, Zeusa lub Hadesa - słowa Leny powoli do mnie dotarły.
Posejdon, Zeus, Hades.
Jest tylko trójka dzieci tych bogów w Obozie. I ja jestem jednym z nich.
Odszukałam spojrzenia Sama. Chłopak patrzył mi w oczy, ale nie potrafiłam odczytać, o czym myślał.
- To oczywiste, że musi chodzić o syna najważniejszego boga - odezwał się Victor. Siedział wyprostowany na swoim stołku i wypinał pierś do przodu. - Chodzi o dziecko Zeusa.
- Nie jestem pewien. - Chejron wymienił spojrzenie z wyrocznią. - Równie dobrze może chodzić o syna Pana Podziemia.
Wszystkie spojrzenia skierowały się ku niskiemu chłopcu o ciemnych włosach, który automatycznie spuścił wzrok. Mógł mieć najwyżej osiem lat. On miał być tym herosem, który przejdzie dywanem męki? Ona ma cierpieć. Przecież to jeszcze dziecko. Sama nie byłam dużo starsza, ale on...
- Nie zapominajcie, że większość przepowiedni spełnia się po latach. Tu wcale nie musi chodzić o was.
Słowa Rachel mnie nie przekonały. To nie mógł być przypadek, że wypowiedziała je właśnie teraz, kiedy dzieci wszystkich z Wielkiej Trójki są w Obozie. Nie mógł być to przypadek, że wypowiedziała je siedząc koło mnie.
Nie odezwałam się jednak nadal. Victor zrobił to za mnie:
- Uważam, że tu chodzi o... nas. - Jego głos drżał, kiedy wypowiedział ostatnie słowo. - Ostatnio też myśleliście, że to nastąpi po latach, a jednak się myliliście. Teraz będzie tak samo.
- Tego nie wiemy...
- Niczego nie wiemy, więc lepiej nie przejmujmy się tym za bardzo - powiedział Sam. - Może po jakimś czasie dowiemy się, kiedy się spełni, a może nie i oby nie. Na razie mamy wiele innych spraw, więc może przestańmy się zastanawiać nad przepowiednią, która może się spełnić za sto lat i zacznijmy się zajmować tym co teraz jest ważne.
Chciałabym myśleć tak jak on, ale nie potrafiłam. Zbyt byłam przejęta tą przepowiednią. Nie zgadzałam się też z nim, że spełni się za wiele lat.
Ale Chejron potrafił tak myśleć. Potwierdził słowa Sama i kazał nam się rozejść. Chciałam podejść do mojego przyjaciela, ale pojawiła się przy nim Vanessa, więc nie chciałam im przeszkadzać. Wyszłam z wielkiego domu i szybkim krokiem powędrowałam do swojego domku. Ku mojemu zdziwieniu, przed drzwiami ktoś stał. Przyjrzałam mu się dokładnie. Victor.
Już miałam się pytać, o co chodzi, ale on był szybszy. Złapał mnie za nadgarstek, pociągnął i przydusił do ściany.
- To będzie moja misja, rozumiesz? - warknął. - Moja. Ja ją wypełnię i ja zyskam wieczną chwałę. A ty nawet się w to nie mieszaj.
Puścił mnie i odszedł, a ja stałam w miejscu nadal przerażona.
kocham Rachel! Perachel. a tak do twojego rozdziała. to nie lubię Victora
OdpowiedzUsuńI Vanessy. Oboje na V. Przypadek?
Usuń