piątek, 1 lutego 2013

Rozdział 2: Jaskinia zastępuje mi dom

  Naprawdę chciałabym, żeby to wszystko okazało się tylko jednym z nocnych koszmarów, które tak często nawiedzały mnie w nocy. Nawet uszczypnęłam się parę razy, by móc to udowodnić, ale oczywiście prawda była dużo gorsza. Stałam w pociągu, którego dach został wyrwany, a dookoła mnie biegali przerażeni ludzie. To nie było najstraszniejsze. Nad pojazdem latały potwory sto razy gorsze niż przedszkolanka Philipa. Były ogromne, miały wielkie czarne skrzydła, a ich głowy co kilka sekund zmieniały się w trupie czaszki. 
  Szybko biegłam między pasażerami w stronę wyjścia. Kiedy w końcu dotarłam do celu usłyszałam mrożący krew w żyłach głos.
- Shelly Nelson, nie chowaj się! I tak cię złapiemy!
  Zamarłam. Czułam, że przez całe moje ciało przebiega dreszcz przerażenia. Mocno popchnęłam drzwi i wyskoczyłam na zewnątrz.
  Na dworze było okropnie zimno, jednak nie odczuwałam tego w takim stopniu, kiedy biegłam najszybciej jak potrafiłam. Nie miałam pojęcia, gdzie jestem. Nie miałam pojęcia, gdzie mam się ukryć. Nie miałam pojęcia, jakim cudem mogę wyjść z tego cała.
  Po jakimś czasie złapała mnie kolka. Chwilę jeszcze biegłam, ale kiedy ból stał się nie do zniesienia, zatrzymałam się. Usiadłam na ziemi. Miałam ochotę się rozpłakać. Byłam sama w jakimś lesie, mając przy sobie tylko walizkę z ubraniami i plecak z jedzeniem. Bez komórki, bez pieniędzy, bez nadziei. Rozejrzałam się wokół i dostrzegłam jakąś jaskinie trochę dalej. Wstałam i poszłam w jej kierunku.
  Było to wprost idealne miejsce na kryjówkę. Małe wejście było prawie całkowicie zasłonięte bluszczem, więc raczej nikt nie powinien mnie tutaj znaleźć. Weszłam do środka. Jaskinia była dość spora. Położyłam swoje rzeczy na podłodze i wyjęłam z walizki jakiś sweter. Nałożyłam go na siebie i ułożyłam się jak najwygodniej na ziemi. Zasnęłam.

  Minęło już ponad dwadzieścia cztery godziny, a ja nadal byłam w jaskini. Jadłam właśnie jakieś krakersy, które moja mama spakowała mi do plecaka. Przyrzekłam sobie w duchu, że jeżeli przeżyję, podziękuję jej za to, że dała mi jedzenie, bo inaczej umarłabym z głodu. 
  Kilka godzin później postanowiłam się przejść. Mogłabym kogoś spotkać i poprosić, żeby dał mi się skontaktować z rodziną. Szłam dość długo, jednak nikogo nie spotkałam. W okolicy nie było też żadnych domów, wszędzie same lasy. Zrezygnowana wróciłam go jaskini i przesiedziałam tam kolejne kilka godzin.

  Najgorzej się czułam, kiedy robiło się ciemno. Kładłam się wtedy na ziemi w jaskini, zamykałam oczy i wyobrażałam sobie coś miłego. To niewiele dawało. Ciągle słyszałam złowrogi szum wiatru i bałam się, że w każdej chwili jeden z tych okropnych potworów może się tu zjawić. Dzisiejsza noc była wyjątkowo chłodna i na dodatek padał deszcz, przez co nie mogłam zasnąć. Nałożyłam na siebie dodatkowy sweter i próbowałam się przespać, ale nie potrafiłam. Cały czas coś nie dawało mi spokoju. 
  Idź spać, rozkazałam sama sobie. Jutro się obudzisz i może znajdziesz kogoś, kto ci pomoże. Teraz jednak po prostu musisz zasnąć!
  Zaczęłam liczyć owce, co było dość głupie, ale nie wiedziałam co innego mogłabym zrobić. Doszłam do stu dwudziestu ośmiu, kiedy usłyszałam z daleka czyjś głos.
- Musi tu być, czuję ją! - Słowa te wypowiedział jakiś chłopak. otworzyłam na chwilę oczy, ale niczego nie zobaczyłam. Było za ciemno.
- To samo mówiłeś sześć godzin temu - odparł inny głos, tym razem dziewczęcy. - George, nie będziemy się zatrzymywać za każdym razem kiedy coś poczujesz!
- Nie marudź, Jo, kiedyś ją znajdziemy - mruknął ktoś trzeci.
  Przysłuchiwałam się tej rozmowie w pełnym skupieniu. Szukają jakiejś dziewczyny. Czy to możliwe, żeby chodziło o mnie? Usiadłam i dalej słuchałam głosów.
- Czy tam nie jest jaskinia? - zapytała dziewczyna.
- Lepiej to sprawdźmy.
  Gwałtownie wstałam z miejsca i zaczęłam pakować moje rzeczy. Wzięłam walizkę i plecak do ręki i ukryłam się w rogu jaskini. Skąd miałam wiedzieć, czy ci ludzie, o ile nimi byli, nie chcą zrobić mi krzywdy? Ich głosy może brzmiały łagodnie i niegroźnie, ale podobnie było w przypadku przedszkolanki. 
  Usłyszałam, że wchodzą do środka. 
- Hej - zawołał jeden z chłopców. - Jest tu kto? 
  Niepewnie spojrzałam w ich stronę. Było ich czworo: dwóch chłopców, dwie dziewczyny. Trzymali latarki, więc w ich świetle mogłam się im przyjrzeć. Jeden z chłopców był blondynem o jasnej cerze, był niezbyt wysoki i nosił na głowie kaszkietówkę. Drugi był wysoki, miał kręcone, ciemne włosy i opalone ciało. Dziewczyna, która stała obok blondyna miałam rudawe włosy splecione w warkocza. Obok niej stała chyba najpiękniejsza osoba jaką w życiu widziałam. Jasne włosy opadały na jej ramiona i układały się w śliczne loki. Była wysoka i bardzo zgrabna. 
  Przyjrzałam się jeszcze raz całej czwórce.
  Wszyscy mieli na sobie pomarańczowe koszulki z napisem: OBÓZ HEROSÓW.

5 komentarzy:

  1. w końcu jesteś (a raczej będziesz) w obozie. kiedy pierwsza misja?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W obozie będę dopiero w następnym rozdziale, więc co ty już o misjach mówisz.

      Usuń
    2. czyli wyrocznią czyli... JESTEŚ RACHEL!

      Usuń
  2. musiałaś jeść krakersy. przez to teraz potwornie cierpię !!!!!!!!!!!!!! fajny rozdziała.

    OdpowiedzUsuń