Rozdział dedykowany mojej kochanej Andromedzie - największej fance Rach na świecie! Też cie kocham.
~*~*~
Podbiegliśmy do grupki obozowiczów. Wszyscy z zaciekawieniem spoglądali w niebo. Uniosłam wzrok i spostrzegłam niesamowity pojazd, który szybował po błękitnym nieboskłonie. Był to złoty rydwan ciągnięty przez trzy nieskazitelnie białe pegazy. Na rydwanie stała młoda kobieta. Jej długie rude włosy rozwiewał wiatr. Cała ta scena wyglądała naprawdę pięknie.
- Kto to? - spytałam Sama.
- Nasza wyrocznia. Rachel Dare.
- Wyrocznia?
- Przepowiada przyszłość.
Rydwan wylądował na ziemi, a Rachel wyszła z niego i stanęła obok nich. Po chwili zjawił się Chejron.
- Witaj, Rachel, miło cię znowu widzieć. Przyleciałaś w sam raz na obiad.
- Ciebie też miło widzieć - powiedziała miłym głosem. - To świetnie. Umieram z głodu.
Nienawidziłam posiłków. Zawsze musiałam siedzieć sama, a tak bardzo nie znosiłam samotności. W całym obozie było tylko troje herosów, którzy musieli siedzieć sami: ja, syn Zeusa i syn Hadesa. Kiedyś Wielka Trójka nie mogła mieć dzieci ze śmiertelniczkami i zmieniło się to dopiero jedenaście lat temu, więc nadal nie mają zbyt wielu dzieci, które mogą już się uczyć w obozie. Niestety, zasady nie pozwalały nawet usiąść nam we trójkę. Zjadłam więc jak najszybciej i odeszłam od stołu. Chwilę później dołączył do mnie Sam.
- Ta Rachel przyjeżdża tu co rok? - zapytałam.
-Tak. Mówi przepowiednie, bez których trudno byłoby wyruszyć na misję.
- Misję?
- Czasami półbogowie opuszczają obóz i idą na misję. Zazwyczaj chodzi o pomoc bogom.
Przyjrzałam się dokładnie Rachel. Wyglądała na jakieś dwadzieścia parę lat. Miała brzoskwiniową cerę i zielone oczy. Uśmiechała się przyjaźnie, rozmawiając z Chejronem.
- Od jak dawna jest wyrocznią?
- Chyba od jakiś jedenastu lat. Nie wiem dokładnie, ale tak słyszałem od starszych obozowiczów.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Po chwili zauważyłam, że Vanessa, córka Afrodyty, patrzy w naszą stronę.
- Twoja dziewczyna się na nas patrzy.
- Co? - zdziwił się. Po chwili jednak dostrzegł Vanessę i zrozumiał o co mi chodzi. - Ona nie jest moją dziewczyną.
- Ale będzie.
Policzki mojego przyjaciela lekko się zarumieniły.
- Może po prostu o tym nie gadajmy, dobra?
Po kolacji wszyscy usiedliśmy przy ognisku. Ja przysiadłam się do Betty, bo Sam usiadł ze swoimi kolegami. Po chwili obok nas usiadła też Rachel Dare.
- Cześć Betty - uśmiechnęła się do córki Hefajstosa, a ona odwzajemniła uśmiech. - Kim jest twoja koleżanka?
- To Shelly - przedstawiła mnie, a ja nieśmiało się uśmiechnęłam. - Córka Posejdona.
- No proszę. Percy w końcu ma rodzeństwo.
Drgnęłam na dźwięk imienia Percy'ego.
- Znasz mojego brata?
- Przyjaźnię się z nim i jego żoną od dawna. Właściwie to dzięki niemu zostałam wyrocznią. On pokazał mi świat bo...
Nie skończyła. Nagle wyprostowała się, a z jej twarzy znikł uśmiech. Oczy zabłysły zielenią i zaczęła mówić jakby była w transie:
Widzący wszystko niemalże człowiek
spędzi Wielkiej Trójce sen z powiek.
Dywanem męki przejdzie heros młody,
żeby doprowadzić do braterskiej zgody.
Jedno z trojga ich dzieci podejmie wyzwanie,
lecz współpracować muszą zanim to się stanie.
Wszyscy się w nią wpatrywali. Nie miałam pojęcia, co o tym myśleć. To chyba była przepowiednia, ale o kogo w niej chodziło?
Odszukałam w tłumie Sama i spojrzałam mu w oczy. Wydawał się być zaskoczony. Przyglądał się badawczo Rachel, ale co jakiś czas spoglądał na mnie. Nagle odezwał się Chejron:
- Zdaje się, że mamy kolejną Wielką Przepowiednię.